Myśliwi latami wypracowali sobie opinię prawdziwych szkodników, traktujących zabijanie niewinnych zwierząt jako hobby. Tym razem w Bartoszycach doszło do wyjątkowo okropnego ataku na psy i ciężarną łanię. Oburzony właściciel psów oraz okoliczni mieszkańcy natychmiast wszczęli alarm na policji.
Zastrzelili zwierzęta, bo byli pijani?
Broń palna i alkohol to kiepskie połączenie. Właśnie w takim stanie można pomylić spacerowicza z dzikiem… Tym razem myśliwi także strzelali w bliskim otoczeniu ludzi. Kłusownicy pojawili się na terenie często uczęszczanym przez właścicieli psów. Jeden z nich podczas jednego ze spacerów stracił kontakt ze swoimi pupilami, a słyszane w tle wystrzały nie wróżyły nic dobrego.
Gromadka spacerowiczów zauważyła na polanie zabitą łanię. Psów nie było jednak widać. Później okazało się, że ktoś wywiózł zastrzelone psy w oddalone kilkaset metrów miejsce, by odciągnąć od siebie podejrzenia. Ostatecznie spacerowicze także je znaleźli.
Działanie myśliwych było niezrozumiałe i zagrażające. Później okazało się, że byli pijani. Za zabicie zwierząt i strzelanie po pijaku przewidziano stosowne kary.
Sprawą zajęła się prokuratura
Oburzeni mieszkańcy zdobyli zdjęcie auta myśliwych, którym przewieziono psy w odległe miejsce. Mieszkańcy ocenili działanie policji jako opieszałe, powolne i niedbałe. Być może wpływ na to miało wzburzenie poszkodowanych, chcących jak najszybciej doczekać się wymierzenia kar w związku z tak oczywistą winą. Tymczasem policjanci analizują sprawę krok po kroku, zbierając dowody.
Ciała wszystkich zabitych zwierząt zabrano do analizy. Pobrano również materiał dowodowy ze wskazanego auta, nie decydując się na jego zabezpieczenie. Trzej myśliwi, którzy prawdopodobnie stoją za śmiercią niewinnych zwierząt, istotnie byli pijani podczas polowania. Mężczyźni w wieku 73, 66 i 59 lat na razie zostali wypuszczeni na wolność.
Za zabicie zwierząt z naruszeniem przepisów grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. W przypadku takiego okrucieństwa i bezmyślności trudno nie uznać, że to za niski wymiar kary.